Recenzja filmu

Barbara (2012)
Christian Petzold
Nina Hoss
Ronald Zehrfeld

Szpital na peryferiach

Petzold w ciekawy sposób ukazał realia epoki totalnej inwigilacji. Agenci bezpieki i informatorzy niby pojawiają się na ekranie, a jednak dzieje się to niejako na drugim planie. Nigdy nie
Dwadzieścia lat po upadku komunizmu w Europie w krajach byłego Układu Warszawskiego coraz chętniej twórcy powracają do czasów totalnej inwigilacji. W Polsce mieliśmy chociażby "Rewers", Węgrzy świetny "Egzamin", Czesi dopiero co pochwalili się "Konfidentem", a Niemcy przypominają tamte czasy "Barbarą". Christian Petzold stworzył intrygującą mieszankę melodramatu i filmu obyczajowego, która następnie została poddana procesowi filtracji w schizoidalnej maszynerii Stasi.

Jest początek lat 80. Do niewielkiego szpitala na prowincji trafia tytułowa Barbara. Została tam zesłana za wykroczenia, jakich dopuściła się w stolicy. Początkowo nie bardzo wiemy, o co chodzi. Dopiero z czasem ujawnione zostaną kolejne fakty z jej przeszłości. Barbara stara się trzymać dystans do swoich nowych współpracowników. Wydaje się, że jako świetnie wyedukowana specjalistka czuje się lepsza od prowincjonalnego personelu podrzędnego szpitala. I może tak jest naprawdę, sądząc po tym, jak bardzo zaskoczona jest prowizorycznym laboratorium zorganizowanym przez jednego z lekarzy. Ale nakłada się na to i drugi aspekt. Ona doskonale wie, że każdy jest informatorem bezpieki. Nie "może być informatorem", ale właśnie "jest". Tak żyje się w NRD.

"Barbara"
zbudowana jest z trzech wątków fabularnych. Dwa z nich są dość standardowe i same w sobie nie warte byłyby uwagi widza. Pierwszy to wątek romansowego trójkąta. Barbara zakochana jest w Niemcu z RFN, ale po przybyciu do szpitala jej uwagę zwraca sympatyczny lekarz André. Uczucia do niego kwitnąć będą stopniowo i ostatecznie popsują jej plany życiowe. Drugi wątek to historia młodej dziewczyny, która ucieka z ośrodka wychowawczego. Łatwo domyślić się, że będzie to postać, która wymusi na Barbarze ludzkie zachowanie niezgodne z ideą egoistycznego imperatywu przetrwania. Oba te wątki są tak standardowe, że koleje losów bohaterów moglibyście wyrecytować nad ranem, obudzeni z przyjemnego snu z Niną Hoss w roli głównej.

Jest jednak jeszcze trzeci element, dzięki któremu "Barbara" mimo wszystko to film interesujący. Petzold w ciekawy sposób ukazał realia epoki totalnej inwigilacji. Agenci bezpieki i informatorzy niby pojawiają się na ekranie, a jednak dzieje się to niejako na drugim planie. Nigdy nie dominują, zawsze są jakby tłem, i to nawet w sytuacjach bezpośredniej konfrontacji, kiedy przychodzą do mieszkania bohaterki robić przepisowy kipisz. Przewidywalna fabuła jest cały czas tłamszona, duszona wszechobecnym poczuciem podejrzliwości. Zwyczajnie głupi wątek romansowy nagle nabiera chorobliwego charakteru, kiedy każdy krok naznaczony jest wątpliwościami, co jest prawdą, a co tylko grą. Fakt, że udało się to utrzymać w ryzach, że film pozostaje prawdziwy, jest wyłącznie zasługą reżysera. To dzięki niemu "Barbara" z przeciętnej produkcji staje się filmem wartym obejrzenia.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones